tło tło tło tło tło tło tło

Cytat dnia: "Spraw, aby każdy dzień miał szanse stać się najpiękniejszym dniem Twojego życia" Mark Twain

Sakralizacja władzy

11.2013

Książka poświęcona odwiecznym związkom pomiędzy sacrum a władzą oraz mitom, które przez wieki otaczały osobę władcy. Na przykładzie postaci takich jak Aleksander Wielki, Juliusz Cezar, Kaligula, Napoleon, Lenin, Mussolini, Stalin, Hitler, Ceauşescu, Kim Ir Sen i Kim Dzong Il przedstawione zostały cechy „boskiego władcy”. W książce analizowany jest mit boskiego pochodzenia, mit solarny i astralny, mit Herkulesa, mit mesjański, mit nieśmiertelności, a także mit Antychrysta i mit wampira. Ukazane zostały też sposoby kreowania boskich cezarów i wodzów państw totalitarnych, m.in. za pomocą strojów, ikon i innych wizualnych środków przekazu. Książka opowiada o drzemiącej w społeczeństwach potrzebie ubóstwienia swojego władcy, jak również o próbach aktualizacji dawnych mitów, które boleśnie zaważyły na dziejach XX wieku, w którym mit stał się siłą napędową historii.
Tomasz Wiśniewski

 

Sakralizacja władzy

Nic bardziej zwodniczego nad twierdzenia o „sekularyzacji” czy „ateizacji” kultury zachodniej. Jest oczywiste, że wielu z nas odrzuciło religijny obrzęd, liturgię czy teologiczną doktrynę, ale jest też równie oczywiste, że wyobraźnia wielu z nas jest nadal zdominowana przez dawne obrazy i symbole religijne, choćbyśmy sami tego nie wiedzieli (jeśli odwołać się do psychoanalitycznych koncepcji nieświadomej rekompensaty, to liczba tych pierwszych i tych drugich byłaby dokładnie taka sama). „Bóg umarł” rzekł Nietzsche w wieku XIX, ale już w wieku XX odrodziło się kilka bóstw, które żyły mniej lub bardziej pośród nas. Że tak było, zostało dowiedzione przez Panią Monikę Milewską w książce „Bogowie u władzy”. Oto przed nami kolejny przyczynek do rozważań nad antropologiczną doktryną homo religiosus.

W kulturach dawnych, archaicznych i orientalnych król na mocy swojego wyjątkowego statusu stawał się niejako zbiornikiem sakralnej mocy. Z tego powodu nie należało się doń zbliżać bezpośrednio bez odpowiedniego przygotowania. Z tego też powodu nie należało go dotykać, ani bezpośrednio nań spoglądać. Zwracać się też było niebezpiecznie. Królowi niektórych ludów nie mogli dotykać ziemi: mogliby ją zniszczyć mocami, które w sobie skupiali; należało ich nosić bądź sami mogli chodzić po dywanach. Podobne środki ostrożności praktykowano w stosunku do świętych, kapłanów i znachorów, a więc tych, którzy personifikowali siły
sacrum w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie dość jednak tego, ceremonia wprowadzania nowego władcy stanowiła niegdyś (a może i nadal?) pewnego rodzaju regenerację zepsutego świata, miała wartość jego „odnowienia”, ponownego wynurzenia się porządku z zamętu chaosu. Mieszkańcy wysp Fidżi nazywają właśnie intronizację „stworzeniem świata”. Król Asyrii, Assurbanipal sądził, że jest tym, który odrodził Kosmos. To samo znaczenie odnajdujemy w indyjskim obrzędzie rajasuya. I tak dalej.

To archaiczne widzenie Władzy było opracowywane przez XX-wiecznych antropologów i religioznawców; na tym etapie naszego dyskursu nie ma sensacji. Wspomnijmy tutaj prace Jamesa G. Frazera, Rogera Cailloisa, Mircei Eliadego, Arthura M. Hocarta czy Josepha Campbella. No, ale okazuje się – co było do tej pory tylko przeczuwane, przed pracą Moniki Milewskiej syntetycznie nieudokumentowane – że ta „archaiczna komponenta”, ta „Mitologia Króla” zaktualizowała się z całą mocą w naszej najnowszej historii politycznej.

Dlaczego portrety przewodniczącego Mao umieszczane były na tle nieba otoczonego promienistym kołem, w słonecznej poświacie? Dlaczego można było dostać wyrok skazujący na 10 lat za zrobienie wkładek do butów z gazety z fotografiami Stalina bądź z powodu innej profanacji, polegającej na przyzwoleniu, by wokół portretu tegoż Stalina latały muchy? Dlaczego Mussolini nigdy swojego wieku nie podawał, urodzin nie obchodził? Czyżby świadomie wcielał wymaganą przez swoich wiernych archetypową postać boga, herosa wiecznie młodego? Co miał na myśli pewien prefekt w 1804 powiadając: „Bóg uczynił Napoleona, a potem odpoczął”? Dlaczego Hitler interesował się średniowieczną mitologią?

Takie właśnie osobliwości faktograficzne (i niezliczona ilość innych, równie interesujących) zostały wydobyte i poddane antropologicznej refleksji przez Milewską w jej znakomitym studium, które nie ma zresztą nic z suchej akademickiej rozprawy; powodem tego zapewne to, że autorka jest również pisarką i poetką.

Dodajmy na koniec dwie rzeczy:

1. Książkę uzupełniają świetne ilustracje: malowidła Twarzy Antychrysta, przedstawienia Napoleona jako Marsa, obrazy Hitlera jako „Zesłanego przez Boga Światła”, fotografie rzeźb antycznych herosów, plakaty propagandowe błogosławiącego i nauczającego Stalina. I tak dalej.

2. Książce patronują tacy starzy mistrzowie jak prof. Zbigniew Mikołejko, prof. Jerzy Jedlicki czy prof. Bronisław Baczko. Wystarczy tyle powiedzieć, by zapewnić o naukowej rzetelności rozprawy.”

Tomasz Wiśniewski

 

Milewska, „Bogowie u władzy”

literatura/Marcin Król

Otrzymujemy od autorki wiele wskazówek, ale wszelkie próby interpretacji masowych społecznych emocji stawiają nas w ostatecznym rozrachunku wobec tajemnicy

Rola jednostek w dziejach i w życiu publicznym pasjonowała historyków, filozofów i pisarzy. W różnych okresach – i z odmiennych przyczyn – traktowano ten problem mniej lub bardziej poważnie, podobnie jak na przykład kwestię roli przypadku w dziejach („nos Kleopatry”). Narzucał się zwłaszcza, kiedy „bogowie u władzy” rzeczywiście znajdowali się u władzy, chociaż i wówczas wielu autorów polemizowało z nadmiernym – ich zdaniem – ocenianiem roli jednostki, a niedocenianiem systemu lub tego, co bywa nazywane „logiką historii”. Z kolei niektóre szkoły historyczne, skądinąd znakomite, jak francuska szkoła „Annales”, wysoko ceniły długie trwanie, a znacznie niżej konkretne polityczne wydarzenia, co czasem prowadziło do całkowitego odejścia od tradycyjnej historii.

W książce Moniki Milewskiej dostajemy ogromną porcję znakomicie podanych informacji na temat samego kultu przywódców. Zarazem Milewska próbuje znaleźć zasady funkcjonowania kultu jednostki. Opisuje władców od Aleksandra Wielkiego po Ceauşescu i Kim Dzong Ila. Podaje przy tym niebywałą liczbę zdumiewających detali. Intrygująca jest łatwość, z jaką społeczeństwa, i to we wszystkich okresach historii, gotowe były zaakceptować boskie atrybuty władzy, czy raczej władcy. Atrybuty te naturalnie zmieniały się zależnie od epoki, a także zależnie od koncepcji, którą dany władca uważał za najbardziej stosowną.  

Najczęściej mamy tu do czynienia z rozmaitymi formami odwołań historycznych. Niemal śmiesznie brzmi porównanie Ceauşescu z Drakulą, ale z punktu widzenia Moniki Milewskiej nie liczy się, jakich zabiegów używali omawiani przez nią „bogowie u władzy”, a sam fakt, czy okazywały się skuteczne – nawet w przypadku opisanych postaci Stalina i Hitlera.

Od dawna głosi się upodobnienie polityki do religii. Wielokrotnie starano się znaleźć w stalinizmie – czy szerzej we wszystkich totalitaryzmach – elementy para-religijne. Pojawiają się one niewątpliwie także w przypadku krótkiej kariery Robespierre’a, ale próby wyjaśnienia totalitaryzmu przez obecność pierwiastka zaczerpniętego z wielkich monoteistycznych religii w najlepszym przypadku bywają tylko częściowe. Oczywiście, religijne niemal uwielbienie dla wodza pomaga w sprawowaniu władzy i ułatwia podejmowanie decyzji, które przy świeckim oglądzie szybko uznano by za absurdalne. Jednak ważniejsza jest swoista gra, jaką władca-bóg toczy ze społeczeństwem. A władcą-bogiem – jak pokazuje Monika Milewska – nie było wcale tak łatwo zostać. Jednostki i społeczeństwa zazwyczaj zachowują pewną – choć różnych okresach mniej lub bardziej intensywną – możliwość trzeźwej oceny otaczającego je świata. Nie jest tak łatwo przekonać do domniemanej boskości i trzeba w tym celu wykonać szereg zabiegów, które niekoniecznie doprowadzą do celu.

W przypadku wieku XX mowa jest zawsze o społeczeństwach totalitarnych lub rządzonych autokratycznie i bezwzględnie, z reguły z użyciem terroru, nie jest zatem pewne, czy religijna admiracja przywódcy ma charakter w pełni autentyczny i spontaniczny. Monika Milewska znakomicie zdaje sobie z tego sprawę, chociaż zwraca uwagę z jednej strony na sztukę przekształcania władcy w boga, a z drugiej na społeczne zapotrzebowanie na władcę-boga. Zapotrzebowania tego nigdy nie da się do końca wyjaśnić, otrzymujemy od autorki wiele wskazówek, ale wszelkie próby interpretacji masowych społecznych emocji stawiają nas w ostatecznym rozrachunku wobec tajemnicy.

Książka Milewskiej opowiada o tym, co już było, ale różnorodność opisanych sytuacji oraz niezwykła zdolność społeczeństwa do akceptowania „bogów u władzy” nakazują ostrożność także na przyszłość. W tej dziedzinie nie ma bowiem sztywnych reguł i stuprocentowych zabezpieczeń. Wskazanie na to jest także wielką zasługą Moniki Milewskiej.

Marcin Król, historyk idei, dziekan Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji UW, ostatnio wydał książki: „Filozofia polityczna” oraz „Nieco z boku. Autobiografia niepolityczna”.

Dziś jest:

Ikona

piątek, 29 marzec 2024

Kalendarz

Ikona

Portrety kobiet


    Logo

Partnerzy

Ikona
strzałka